Po 24 godzinach Google wreszcie nas znalazł, jestemy dokładnie tutaj, czyli w posiadłości Wave Hill. Dla niewtajemniczonych korzystamy z idei workaway, czyli tzw. wymiany: nocleg i wyżywienie w zamian za pracę.
Do dyspozycji mamy mały domek, podobny do domku letniskowego. Śniadania i lunche przygotowujemy sobie same z produktów zakupionych przez naszych gospodarzy, a kolację zjadamy z całą rodziną.
Jesteśmy w buszu, w którym żyją różne gatunki zwierząt. Niektóre z nich znałyśmy wcześniej, a z innymi miałyśmy okazję poznać się biżej tutaj. Obok domku czekała na nas wylegując się na kostce brukowej 1.5 m długości żmija. Musimy się oswoić z tym widokiem, gdyż jest on tutaj powszechny. Jak się okazało nie byłyśmy pierwszymi lokatorkami w tym domku. W toaletach, a ściślej mówiąc w muszlach klozetowych pomieszkują sobie żaby. Nie myślałyśmy jednak, że te zielone stworzenia dostarczą nam tyle emocji. Podczas, gdy Kasia rozkładała śpiwór, jedno z tych stworzeń prosto z okna skoczyło na jej biodro. Piskom nie było końca. No i zaczęło się polowanie na żaby. Sztuk dwie, miejsce - sypialnia. Zacięta walka trwała ponad godzinę. Nasze krzyki i piski było słychać w odległości kilku km.
Prysznic brałyśmy w towarzystwie Andrei (zielona żaba wielkości pięści), która obserwowała nas siedząc na zasłonie prysznicowej. Spać poszłyśmy o 1.30, ale zanim do tego doszło wdrożyłyśmy procedury bezpieczeństwa:
1. Zawsze opuszczamy deskę w klozecie
2. Zawsze zamykamy drzwi od toalety i pokoju, żeby żabka nie zrobiła sobie przypadkowego spaceru.
Rankiem Ben zabrał nas na przejażdżkę, by pokazać nam całą posiadłość. Ok 20 km drogi... Dowiedziałyśmy się, że żyją oni głównie z uprawy pszenicy, jęczmienia i ciecierzycy. Udało nam się również zobaczyć dwie guany i kangury.
Prawie pół dnia spędziłyśmy na sprzątaniu naszej chałupki, po czym wyczerpane wskoczyłyśmy do basenu (tak, wiemy, że nam fajnie). Na kolację była pyszna lazania, a tuż po niej wieczorna wycieczka na pobliskie wzgórze.
Jesteśmy w buszu, w którym żyją różne gatunki zwierząt. Niektóre z nich znałyśmy wcześniej, a z innymi miałyśmy okazję poznać się biżej tutaj. Obok domku czekała na nas wylegując się na kostce brukowej 1.5 m długości żmija. Musimy się oswoić z tym widokiem, gdyż jest on tutaj powszechny. Jak się okazało nie byłyśmy pierwszymi lokatorkami w tym domku. W toaletach, a ściślej mówiąc w muszlach klozetowych pomieszkują sobie żaby. Nie myślałyśmy jednak, że te zielone stworzenia dostarczą nam tyle emocji. Podczas, gdy Kasia rozkładała śpiwór, jedno z tych stworzeń prosto z okna skoczyło na jej biodro. Piskom nie było końca. No i zaczęło się polowanie na żaby. Sztuk dwie, miejsce - sypialnia. Zacięta walka trwała ponad godzinę. Nasze krzyki i piski było słychać w odległości kilku km.
Prysznic brałyśmy w towarzystwie Andrei (zielona żaba wielkości pięści), która obserwowała nas siedząc na zasłonie prysznicowej. Spać poszłyśmy o 1.30, ale zanim do tego doszło wdrożyłyśmy procedury bezpieczeństwa:
1. Zawsze opuszczamy deskę w klozecie
2. Zawsze zamykamy drzwi od toalety i pokoju, żeby żabka nie zrobiła sobie przypadkowego spaceru.
Rankiem Ben zabrał nas na przejażdżkę, by pokazać nam całą posiadłość. Ok 20 km drogi... Dowiedziałyśmy się, że żyją oni głównie z uprawy pszenicy, jęczmienia i ciecierzycy. Udało nam się również zobaczyć dwie guany i kangury.
Prawie pół dnia spędziłyśmy na sprzątaniu naszej chałupki, po czym wyczerpane wskoczyłyśmy do basenu (tak, wiemy, że nam fajnie). Na kolację była pyszna lazania, a tuż po niej wieczorna wycieczka na pobliskie wzgórze.
Ps. Zapraszamy ponownie do posta "co nas przegoniło z tarasów ryżowych", pod koniec czeka niespodzianka :)
ej ale śliczna żabcia, o co tyle pisku i krzyków! Oswoić i pokochać! :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przez zupełny przypadek! Zgadałam się z kolegą na temat mojego wyjazdu na wolontariat do Filipin, który się miał odbyć w tym roku, ale go przesunęłam i proszę kogo widzę - koleżankę z hiszpańskiego!! :) Pozdrawiam Cię Monia serdecznie, gratuluję odwagi, świetnej przygody, korzystajcie z życia, zwiedzajcie świat, bawcie się i czerpcie od ludzi pozytywną energię! Czekam na dalszą relację :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Kasia
http://myfashionmoods.blogspot.com/
Dzięki Kasia! Na Filipinach jest wciąż dużo do zrobienia, jeśli nadal masz zapał. Pozdrawiam ciepło.
UsuńŻabka jest "the best" - przypuszczam, że chciała polecieć do Czech..
OdpowiedzUsuńSuper sposób, aby przerzucić się na nową, francuską dietę ...
A tąż żmije to prosz e przysłać dla Filipa, który od Mikołaja chciał dostać (cytuję z listu do Swięteg) "książkę o płazach i gadach".
OdpowiedzUsuńProszę łapać wszystko co pełza do słoiczka i przesłać nam tu natychmiast!!!