sobota, 30 listopada 2013

Filipiny - podsumowanie

Przyjeżdżając do tego niezwykłego kraju wiedziałyśmy jedynie, że jego stolicą jest Manila, że są tu jakieś wulkany, a Filipińczycy podziwiają ludzi z długim nosem. Wyjeżdżając wiemy znacznie więcej i jesteśmy pewne, że kiedyś tu wrócimy, bo 10 dni to stanowczo za krótko, żeby poznać ten wspaniały kraj.

Poniżej nasze spostrzeżenia i opinie, które być może zainspirują was do podróży do tego cudownego kraju.

1. Informacje ogólne:
- powierzchnia: 300 tyś. m2
- populacja: ponad 92 mln.
- waluta: peso filipińskie
- stolica: Manila
- ilość wysp: 7 107
- język: filipiński i angielski
- strefa czasowa: GTM + 8
- klimat: gorący i wilgotny, od czerwca do listopada pora deszczowa ze średnią temperaturą 26 stopni C, od grudnia do mają pora sucha, ze średnią temperaturą 28 stopni C.
- wulkany: 37, z czego od 18 do 20 wciąż czynnych

2. Transport:
- tricycle: rower lub motor z dodatkową boczną naczepą dla pasażera, najbardziej popularny i najtańszy środek transportu. Niejednokrotnie kierowca tricycle'a utrzymuje ze swoich zarobków całą rodzinę.





- jeepney: przerobione jeepy, pozostałość po Amerykanach, są dłuższe niż typowy jeep, posiadają dwie, długie ławki, które mieszczą nieskończoną liczbę pasażerów. Są bardzo niskie, wiec nie trudno o nabicie guza. Każdy jeepney jest niezwykle kolorowy i pięknie oświetlony. Ciekawostką jest fakt, że w 99% przypadków kierowca jeepney'a siedzi pod kątem 45 stopni do kierunku jazdy (na prawo od kierownicy), z powodu braku wystarczajacej przestrzeni na nogi.





- autobusy: nie jeździłyśmy autobusem miejskim, więc o nim pisać nie będziemy. Te na długie dystanse dzielą się w zależności od klasy na ordinary bus (5 foteli w rzędzie, mało przestrzeni na nogi, zwłaszcza długie, europejskie, brak klimatyzacji) oraz autobusy o podwyższonym standardzie (z klimatyzacją, darmowym internetem, aczkolwiek nadal mało miejsca na nogi).

-szybka kolej miejska: ze wzgledu na panujące w stolicy ogromne korki, jest to popularny, szybki i względnie tani środek transportu. Co ciekawe, pierwszy wagon każdej kolejki przeznaczony jest tylko dla kobiet.



- taxi: nie ma tu nic odkrywczego. Jak na całym świecie trzeba się targować i pilnować, żeby kierowca włączył taksometr. Nie wiedzieć czemu każdy taksówkarz prosi o napiwek.



Manila wydaje się być najbardziej zakorkowanym i zanieczyszczonym miastem świata. Przedostanie się z jednej do drugiej dzielnicy w godzinach szczytu może zająć od 2 do 4 godzin. Długie kolejki do transportu publicznego nikogo nie dziwią, podobnie jak maseczki i chusteczki chroniące przed smogiem, jakiego w życiu nie doświadczyłyśmy (nawet w Indiach było lepiej). Do szału mogą doprowadzić głośne i uporczywe klaksony.



3. Ceny
Walutą Filipin jest peso (PHP). 100 PHP to ok 7 PLN. Ceny zarówno produktów spożywczych, przemysłowych, jak i usług są niższe niż w Polsce. Przykładowo:
- bułka - 5 PHP
- kawa rozpuszczalna 3 w 1, 10 saszetek - 50 PHP
- kg małych bananów - 20 do 40 PHP
- kg zielonych mandarynek - 20 PHP
- jajka - 5 PHP za sztukę
- kg pomidorów - 40 PHP
- zupki chińskie - 8 do 15 PHP

Miłośnicy nabiału i warzyw (między innymi my) będą mieli ciężko. Produkty mleczne są drogie, a ich wybór jest mocno ograniczony. Mleko podobno sprowadzane jest aż z Niemiec. Cena masła zaczyna sie od 50 PHP za 50g a serki do smarowania pieczywa kosztują od 100 PHP w zwyż. Nieco lepiej jest z warzywami, dość łatwo je dostać, choć ich ceny nie należą do najniższych. Być może dlatego właśnie nie stanowią ważnego składnika filipińskiej diety.




Ubrania są dużo tańsze niż u nas, szczególnie te, kupowane na zwykłych placach targowych. Oczywiście są też sklepy ze znanymi na całym świecie markami, gdzie można wydać ogromne sumy. Ulegając pokusie niskich cen same chciałyśmy sobie kupić jakieś zwiewne sukienki, jednak okazało sie, że skromny budżet backpacker'a nie przewiduje takich wydatków.


4. Jedzenie
Filipińczycy żywią się głównie ryżem oraz mięsem. Ryż pojawia się na ich stołach średnio 3 razy na dzień. Jeżeli chodzi o mięso, to jedzą oni dosłownie wszystko. Mięso z kurczaka krojone jest razem z kością, przysmakiem są kurze i świńskie pieczone jelita, głowy, kurze łapki, a nawet grillowana krew (smakuje wybornie, niczym wątróbka). Nie są aż tak wybredni jak Europejczycy, zjadają zarówno skóry, tłuszcz, jak i chrząstki. Amm amm :) Warzywa o ile w ogóle sie pojawiają, są jedynie skromnym dodatkiem.




Trzeba mieć duże szczęście, żeby kupić tradycyjne NIE SŁODKIE pieczywo. My nie miałyśmy... Niech was nie zmylą zapewnienia sprzedawców, dla których bułka maślana nie jest słodka (bo przecież nie ma ani posypki, ani nadzienia.

Filipińczycy nie używają noża. Jedząc ryż posługują się łyżką i widelcem.

5. Ludzie
Dużo ich. W całym kraju żyje ponad 92 mln obywateli. Przeciętni Filipińczycy są niżsi od Europejczyków (aczkolwiek zdarzają się wyjątki - Mike :) ). Jest to szczupły naród, rozmiary ubrań nie przekraczają M (38). Trochę nas to dziwi, ponieważ są raczej mało aktywni, a ich dieta nie należy do najzdrowszej.



Filipinki to kobiety niezwykłej urody i o filigranowej sylwetce. Mają długie, lśniące, czarne włosy oraz piękne, ciemne oczy. Zwracają uwagę uśmiechem, nie ubiorem.

Mężczyźni, których spotkałyśmy byli niezwykle uprzejmi i opiekuńczy, a co więcej bardzo cierpliwi. Nie wiemy czy to generalna cecha tego narodu, czy to nasz urok i czar białych ciał ;) Bo biały człowiek jest tu traktowany jak osobnik wyższej klasy, niejako z uwielbieniem. Prawdopodobnie jest to skutkiem wyższego statusu materialnego, co w naszym przypadku nie ma potwierdzenia ;) O ile serdeczne pozdrowienia przypadkowo spotkanych na ulicy ludzi raczej nam nie przeszkadzały (do czasu), o tyle wytykanie palcami, czy robienie zdjęć sprawiały, że momentami czułyśmy się jak "małpy w zoo".


Filipińczycy to bardzo pogodny naród. Niepowodzenia i smutne sytuacje nie wpływają znacząco na ich nastrój. Przykre nowiny przekazują z uśmiechem na ustach. Na codzień ubierają się bardzo kolorowo, co w połączeniu z odcieniem ich skóry wygląda niezwykle barwnie. Kolorem żałobnym jest kolor biały.

Mają totalnego bzika na punkcie facebook'a. Nie zdziwcie się będąc tutaj, gdy jednym z pierwszych pytań będzie to, czy posiadacie swój profil. Niezwykle modne jest publikowanie informacji dotyczących swojego codziennego życia (co, gdzie, kiedy i z kim - my też zostałyśmy w to wciągnięte). Na każdej reklamie znajduje się logo FB,  sieci komórkowe w abonamencie oferują do niego darmowy dostęp. Nic dziwnego, skoro zgodnie z raportem alexa 2013 (www.alexa.com), FB jest najczęściej odwiedzaną stroną w tym kraju.

6. Religia
Dominującą religią jest chrześcijaństwo, jako pozostałość po kolonizacji hiszpańskiej. Kościół odgrywa tu znaczącą rolę zarówno polityczną, jak i społeczną. Wynikiem tego są wciąż dość konserwatywne zachowania (np. wspólne mieszkanie przed ślubem nie jest akceptowane). Ludzie nie wstydzą się wyznawać swojej religii i chętnie o niej rozmawiają, będąc przy tym tolerancyjnymi dla ludzi innej wiary.



7. Status materialny
Nietrudno zauważyć, że na Filipinach brakuje klasy średniej. Społeczeństwo dzieli się na dwie grupy: bogatych i biednych. Manila jest tego doskonałym przykładem. W tych samych dzielnicach, tuż obok siebie egzystują dwa jakże różne światy. W prost z dzielnicy slumsów w kilka kroków przenosimy się do świata luksusowych apartamentów, wielkich centrów handlowych oraz wieżowców biznesowych, które w połączeniu z tropikalną roślinnością wyglądają nieomal idyllicznie.

Bez względu na status materialny Filipińczycy uwielbiają robić zakupy. Kupują dosłownie wszystko, a swój wolny czas spędzają najczęściej w galeriach handlowych.



8. Dzieci
Filipińskie dzieciaki, podobnie jak na całym świecie, są po prostu cudowne. Pomimo warunków, w jakich żyją są zawsze pogodne i uśmiechnięte, a ich ciemne oczy śmieją się niczym rozżarzone węgielki.








9. Smaczki
- w ordinary busie uważajcie na otwarte okna, ponieważ przez przypadek może wam coś wylecieć, np. ręcznik. Wiemy, co mówimy ;)
- w niektórych toaletach nie należy się zbytnio prostować, gdyż ze względu na niskie ścianki działowe, dostosowane do wzrostu Filipińczyków, można przez przypadek zobaczyć co robi sąsiad.
- nie zdziwcie się, jeśli przyjedziecie tutaj we wrześniu i zobaczycie ozdoby na Boże Narodzenie. Filipiny to kraj, gdzie okres świąteczny zaczyna się juz we wrześniu, a kończy pod koniec stycznia.
- pałeczki od perkusji są tu powszechnie znane i używane. Są obowiązkowym wyposażeniem każdego policjanta. Służą do przeglądania zawartości torebek i innych bagaży przed wejściem do każdego większego sklepu, instytucji, czy przy wejściu na dworzec.

DZIĘKUJEMY
Elvie, Mike i Rome za poświęcony nam czas, zaufanie jakim nas obdarzyliście i cierpliwie odpowiadanie na milion naszych krnąbrnych pytań. To głównie dzięki Wam wywozimy stąd same miłe wspomnienia i mamy ochotę na więcej! Adresy już mamy, dojedziemy jeepney.






SALAMAT
Elvie, Mike and Rome for your time, trust and patience. For answering to all our stupid questions. Because of you we are leaving Philippines with only good memories and want more of them! We've already got your addresses so be prepared! We will take jeepney :)

piątek, 29 listopada 2013

Co nas przegoniło z tarasów ryżowych

Tym razem podróż nocnym autobusem byłaby niemalże luksusowa, gdyby nie małe "a" i "c", czyli air condition, a po polsku po prostu klima. Co prawda, uprzedzone licznymi wpisami znalezionymi w internecie byłyśmy na to przygotowane i zabrałyśmy ciepłe ubrania, ale jak się okazało niewystarczająco dużo i niewystarczająco ciepłe. Niska temperatura dała nam się we znaki mocniej niż brak miejsca na kończyny dolne w ordinary busie. Jak wiadomo ja zasypiam wszędzie i w każdych warunkach, więc i tym razem udało mi się trochę zdrzemnąć. Niestety Katka takiej umiejętności nie posiada i zaliczyła kolejną nieprzespaną noc...

Na miejscu w Banaue przywitało nas piękne słońce i to była ostatnia dobra wiadomość tego dnia. Nie zdążyłyśmy nawet dojść do informacji turystycznej, kiedy uświadomiłyśmy sobie, że praktycznie nie mamy gotówki, a najbliższy bankomat jest 3 godziny drogi stąd. Tak, teraz czas na brawa lub gwizdy, jak kto woli... Z planowanych wcześniej 2 dni wycieczki, w 2 sekundy zrobił się jeden i to bardzo oszczędny. Gdyby nie znalezione przypadkowo 20 Euro, przez cały dzień zmuszone byłybyśmy do specjalnej cytrusowej diety (1/4 kg zielonych mandarynek na głowę), włócząc się po ulicach mało atrakcyjnego Banaue. Za wymienione pieniądze udało nam sie zwiedzić tarasy ryżowe w Hapao oraz te położone blisko Banaue. Warto zobaczyć jedne i drugie, gdyż mimo tego, iż oba są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, to różnią się materiałem konstrukcyjnym. Te w Hapao są zrobione z kamienia, a te w Banaue z gliny.








Listopad nie jest najlepszym miesiącem na podziwianie soczystej zieleni pól ryżowych. Obecnie można jedynie obserwować, jak rolnicy przygotowują poletka pod kolejny zasiew. Uprawa ryżu odbywa się w kilku etapach. Najpierw nasiona wysiewane są na małej części poletka, następnie lokowane na całą jego część. Po 6 miesiącach, gdy ryż przybiera złotawy odcień, zaczynają się żniwa.

W tym rejonie górskim hoduje się najwyższej jakości ryż czerwony, który w porównaniu z tradycyjnym jest dużo większy i smaczniejszy. Rolnicy wierni tradycji nie używają żadnych nawozów sztucznych, ani pestycydów. Wyhodowany przez nich ryż nie jest na sprzedaż, używany jest jedynie do własnej konsumpcji. Z racji długiego okresu wzrostu, zbiory odbywają się tylko jeden raz w roku, w przeciwieństwie do terenów nizinnych, gdzie zbiory są możliwe nawet 3-4 razy.

Po raz kolejny potwierdziło się, że najsmaczniejsze, a przy tym tanie i sycące jest jedzenie uliczne. Nasze puste żołądki wypełniło adobo, czyli ryż z mięsnym gulaszem.

Zobaczcie sami co tak naprawdę wydarzyło się tego dnia.



P.S. Zgadnijcie jaka była pogoda w 2 części dnia... 

środa, 27 listopada 2013

Najmniejszy aktywny wulkan na świecie

Na Filipinach znajduje się 37 wulkanów, z czego według różnych źródeł szacuje się, że od 18 do 20 jest czynnych. Po wycieczce w okolicy tego najbardziej niebezpiecznego, przyszła kolej na najmniejszy aktywny wulkan na świecie - Taal. Co prawda jego wysokość jest niewielka (311 m n.p.m.), jednak kiedyś swoją wysokością dorównywał Mt. Everest'owi. Obecnie podziwiać można 2 kratery, które są pozostałością po ówczesnym wulkanie, którego stóż na skutek erupcji zapadł się do środka. Na przestrzeni wielu wielu lat, powstałe zagłębienie zostało wypełnione przez wody deszczowe, w wyniku czego w chwili obecnej kratery otacza piękne i głębokie jezioro. Wewnątrz jednego z nich można podziwiać drugie jezioro, znajdujące się na innej wysokości niż to otaczające krater. Aby zobaczyć krater ze szczytu wystarczy godzinny spacer łagodną ścieżką (pomimo jej łagodności udało mi się 2 razy zaliczyć glebę :) ), lub wjechać na koniku - wersja dla leniwych (niektórym konikom szczerze współczułyśmy ciężaru).



Na zboczu wulkanu mieszka ok. 4 tysięcy osób. Mieszkańcy utrzymują się głównie z turystyki. Podczas naszego pobytu mogłyśmy obserwować przygotowania do obchodów lokalnego święta katolickiego. Niemalże każda rodzina z tej okazji przygotowuje jakiś posiłek, tradycyjnie oparty na mięsie. Podobnie jak na polskiej wsi odbywa się tradycyjne świniobicie.



Region ten słynie z upraw lokalnej kawy, którą miałyśmy okazję wypić podczas późnego, ale jakże znacznego obiadu w towarzystwie naszego ulubionego przewodnika Mike'a :)


poniedziałek, 25 listopada 2013

Z dala od wielkiego miasta

Zmęczone wielkim miastem, nieustannym hałasem oraz zanieczyszczonym powietrzem postanowiłyśmy ewakuować się na wieś, na południowo-wschodni Luzon (Wyspa San Miguel Island, Tabaco, Malilipot oraz Legazpi). Chcąc poznać bliżej życie zwykłych ludzi, a przy okazji nieco zaoszczędzić, zdecydowałyśmy się na nocną podróż najzwyklejszym autobusem. Podróż zgodnie z rozkładem jazdy miała trwać od 9 do 12 godzin, jednak udało nam się załatwić dodatkowe 3 godziny gratis ;) Trudno było sie oprzeć wygodzie tutejszych autobusów :)



Na miejscu poznałyśmy bardzo sympatycznego Filipińczyka Rome'a, który jest mocno zaangażowany w pomoc lokalnej społeczności. Korzystając z okazji dołączyłyśmy do zespołu wolontariuszy organizujących festyn oraz pomoc stomatogiczną dla mieszkańców wyspy. Wcielając się w asystentki stomatologiczne prawie udało nam się wyrwać zęba-pani Bogusiu, może być z nas pani dumna. Może jest szansa na etat w Australii ;) Mimo wszystko najlepiej odnalazłyśmy się w kuchni (tradycyjnie już) oraz pomagając w zabawach.




Prowincja Albay słynie głównie z zachwycającego, nadal aktywnego wulkanu Mt. Mayon. Jest to jeden z najbardziej niebezpiecznych wulkanów na świecie. W przeciągu ostatniego wieku wybuchał aż 15 razy, z czego ostatni raz w 2006 roku. Niestety pomimo naszych chęci nie udało nam się na niego wdrapać, ponieważ jest to czas jego wzmożonej aktywności i wszelkie szlaki są zamknięte dla turystów.



W drodze do planetarium, które jest punktem widokowym na tutejszą okolicę, po raz pierwszy na własnej skórze poczułyśmy moc tropikalnego deszczu. Przemokłyśmy dosłownie do suchej nitki. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ szukając schronienia trafiłyśmy do domu filipińskiego rolnika, który specjalnie dla nas rozłupał kokosa, dał nam pokaz wytwarzania wiórków kokosowych oraz sprezentował dynię (będzie zupa na lepsze trawienie ;) )



Ps. Czy zaczęliście już chodzić w zimowych kurtkach i kozakach? My chyba już zapomniałyśmy co to mróz. U nas 33 stopnie, duszno i parno, pot się leje...

czwartek, 21 listopada 2013

Intramuros

Po raz kolejny dopisało nam szczęście - cały dzien spędziłyśmy w towarzystwie sympatycznego filipińczyka Mike'a, który był naszym przewodnikiem po mieście. Razem z nim zwiedziłyśmy ruiny starego miasta - Intramuros. Manila w czasach hiszpańskiej kolonizacji uważana była za perłę orientu.



Kolejnym punktem był lokalny targ, na którym można kupić wszystko i nic. Cena koszulki to równowartość trzech pomarańczy - 75 groszy!!! Niezwykłe wrażenie robi chińska dzielnica China Town. Obok tradycyjnej chrześcijańskiej choinki świecą się piękne lampiony. To właśnie tutaj, a nie pod wieżą Eiffla, po raz pierwszy skosztowałyśmy frog legs, czyli żabie udka. Nawet dobre, ale najeść się tym nie da - nic dziwnego, że Ci Francuzi tacy chudzi ;)



Całkiem przypadkowo udało nam się znaleźć w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. W Manili praktycznie w ogóle nie widać skutków tajfunu, jednak jest to główna baza do której przywożone są ofiary tego ogromnego żywiołu. Straty są tak ogromne, że każda para rąk jest bezcenna, nawet nasze dwie pary :) Nie robiłyśmy nic wielkiego, ale robienie kanapek, segregowanie darów, mycie garów, czy nawet zbieranie śmieci, może przynieść wielką frajdę. Szkoda tylko, że tyle wspaniałych i otwartych osób poznaje sie w takich a nie innych okolicznościach.



środa, 20 listopada 2013

Witamy w Manili!

Manila, 29 stopni C, upał, GTM + 8

W samolocie nie mogłyśmy znaleźć sobie żadnej wygodnej pozycji, przez co stałyśmy sie marudne i wybredne. Zaczęłyśmy narzekać na jedzenie, rozklekotany samolot, kolejki w wc oraz turbulencje i opóźnienie.



Na lotnisku od razu potwierdziły sie opowieści innych ludzi, że Filipińczycy to wspaniały naród. Są niezwykle sympatyczni, uśmiechnięci i pomocni. Jeedyne czego miałyśmy dosyć, to nasi rodacy, którzy na Filipiny udają sie w masowych ilościach i nie zawsze wiedzą co to znaczy dobre wychowanie.

Nie obyło sie oczywiście bez stresu. Nie wiedzieć czemu Play odmówił posłuszeństwa i miałyśmy problem z kontaktem do naszej hostki. Ostatecznie wszystko skończyło sie dobrze i po serdecznym powitaniu zostalysny nakarmione tutejszymi przysmakasmi: kurze głowy, kurze jelita, świńskie jelita, kurze łapki oraz świńska krew z grilla w kawałkach przypominająca smakiem wątróbkę. Mamy już dość mięsa...

Zgodnie z obietnicą nadszedł czas na otwarcie tajemniczego prezentu od Martki i Romka. Dziewczyny - dziękujemy Wam za super prezent. Jeszcze dzisiaj użyjemy go do zjedzenia kolejnego tutejszego specjału: kurzego embriona :)


poniedziałek, 18 listopada 2013

مرحبا بكم في آسيا


Mediolan - Malpensa, 14°C, deszcz, 10:00 GTMRiyadh, 21°C,18:40 GTM, ksiezyc


Arabska muzyka na lotnisku w Riyadh oraz dziury w podlodze zamiast kibelka sprawily, ze szybko zapomnialysmy o o imperialnej Italii. Mialysmy nadzieje, ze moze na tym wielkim lotnisku bedziemy mogly korzystac z darmowego internetu, czekajac 7 godzin na przesiadke do Manili. Naiwnosc ludzka nie zna granic. Zamieszczenie tego posta kosztowalo nas 15 zlotych !!! (tyle co dobrej jakosci wino z Biedronki).
Najlepsze, ze nawet brak makijazu, tluste wlosy i malo kobiecy stroj nie odstarszyly autochtonow tudziez innych mezczyzn obecnych na lotnisku ;)
nasze geby...nie ma juz odwrotu !!!!!!!




Czasem warto sie ukryc, zeby w spokoju moc zjesc wykwintna kolacje - parowki w slodkim wrapsie z biedry okraszone reztkami zarcia wyniesionymi z samolotu Saudi Airlines (piekne te ich stewardessy i stewart sztuk jeden tez ).


Do zobaczenia i buziaki!
  وداعا & القبلات !

p.s. nie mieli tu polskich znakow ;)

sobota, 16 listopada 2013

Zaczynamy!!!

Łzawe pożegnanie, ostatnie słowa otuchy i w końcu zaczęła się nasza przygoda. A wraz z nią przypomniała nam się piosenka:

"Wsiąść do pociągu bylejakiego,
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,
Ściskając w ręku kamyk zielony
Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle..."

Mediolan przywitał nas pięknym słońcem (18 stopni) i 6 km spacerem z 13 kg bagażem podróżnym i 5 kg bagażem podrecznym. Nasz host Sergio przyjął nas jak członków rodziny - napoił, nakarmił, oprowadził po mieście i dał własny "kawałek podłogi", z którego właśnie korzystamy i pozdrawiamy donośnym chrapaniem :)

AKTUALIZACJA

Pomimo, ze wyjechalysmy z kraju, nie udalo nam sie od Was uwolnic ;) Z deszczowego Dublino dolaczyla do nas Wymyslo (Ania W). Wraz z nia miala dolaczyc do nas rowniez Ania P, ktorej niestety nie udalo sie dojechac (Aniu - brakowalo nam 4 muszkieterki, ale mamy nadzieje, ze nastepnym razem to nadrobimy:) )




Nie udalo nam sie zbyt wiele zobaczyc, ale Mediolan to dopiero pierwszy punkt naszej podrozy :)

Godzina zero!

Tak, tak, dopiero zaczełyśmy się pakować, a do odlotu zostało jakieś 9 godzin... Po kilku kawach, pysznej pizzy (podziękowania dla Ani) chyba dzisiaj nie uśniemy. Niekończące się telefony, maile, komentarze na fb powodują, że emocje rosną wraz ze stresem i radością (cóż za mieszanka!).


piątek, 15 listopada 2013

Niby pożegnanie, a wszyscy jakby się cieszyli :)

Nie wiemy jakim cudem, ale udało nam się zebrać Was wszystkich (no prawie wszystkich) w jednym miejscu! Po ilości zrobionych zdjęć i wypitych piw okazało się, że mamy całkiem sporo przyjaciół, tudzież znajomych, którzy chcieli nas wesprzeć swoją obecnością, dobrym słowem, czy udzielić kilku cennych rad "jak żyć" :) Wasze uściski, uśmiechy i pozytywizm zmagazynowałyśmy w dodatkowej kieszeni naszych plecaków, więc bądźcie gotowi na wypadek, kiedy poprosimy o wsparcie za nadbagaż :) Mamy nadzieję, że będziecie o nas pamiętać, czytać naszego bloga, komentować, pisać maile, żebyśmy wiedziały na bieżąco kto dostał awans, komu obcięli premię, czy kto, z kim, gdzie, po co i dlaczego ;)

Za wszystkie spotkania, rozmowy, odwiedziny, prezenty, miłe słowa - BARDZO DZIĘKUJEMY!!!







czwartek, 14 listopada 2013

1,5 dnia do wyjazdu...

Hop!

1,5 dnia do wyjazdu. Całkiem niewiele, by ogarnąć cały ten majdan, a jednocześnie całkiem sporo, by poczuć intensywność euforii pomieszanej ze szczyptą stresu i adrenaliny.
W związku z ostatnimi deszczami i wiatrami w pewnej części globu mogłyśmy poczuć, że naprawdę nas kochacie (już tak bez ściemy) i o nas myślicie. Dziękujemy bardzo za to !!!
Ale to nie czas na troskę. Wszystko będzie dobrze, tak jak zwykle. Nam się zawsze udaje. Nawet w śniegu i mrozie, który Was niebawem już czeka ;P



Dla nas wszystko kończy się happy endem.


Także smutki precz. Plan jest taki, że myślimy pozytywnie, różowe okulary na nos (ja muszę ubrać nie na nos, tylko na okulary) i heja!
W sobotę będziemy o Was myśleć już w Mediolanie J
Ciao!

AddThis