Naszym kolejnym zadaniem jest pomalowanie całej chatki. Idzie nam coraz lepiej, mamy wyćwiczone nadgarstki, kark niedługo przekręci się o 180 stopni. Z powodu notorycznie niedomytej farby nasza opalenizna jest coraz bardziej egzotyczna. Każda z nas świetnie odnajduje się w tej robocie, Kasia uwiebia detale, więc zagarnęła mały pędzel, a ja próbuje ogarnąć większe powierzchnie. Jedyne co utrudnia pracę, to upał, prawie 40-stopniowy.
Wczoraj pod naszą chatkę, do wodopoju podeszły dwa torbacze z małymi. Hurrra! Wreszcie udało nam się zrobić niezłe zdjęcia.
Dobre wieści - zostajemy u Emmy i Billa na święta. Zgodnie z ich tradycją świętowanie rozpoczyna się od rozpakowywania prezentów 25 grudnia podczas uroczystego śniadnia. Chcemy wprowadzić coś z naszej tradycji i przygotować jakieś danie na kolację wigilijną. Macie jakieś propozycje na danie z mango i awokado? ;)
Chyba dość marnie obie wyglądamy, bo Emma stwierdziła, że nie możemy tyle pracować i wraz całą rodziną pojechałyśmy na wodę. Raczej trudno znaleźć tutaj naturalne zbiorniki wodne, wody prawie nie ma, a na dodatek lato w pełni. Miejcowi korzystają ze sztucznego zalewu utworzonego do nawadniania pola, na których uprawia się bawełnę. Ze względu na panujący tutaj klimat wymaga to bardzo dużych nakładów finansowych, ale można na niej niesamowicie zarobić. Ulegając namowom pozwoliłyśmy sobie na chwilę przyjemności. Najpierw runda wokół zalewu na tzw. ciasteczku, czyli niewielkim, dmuchanym pontonie ciągniętym przez motorówkę. Ja niestety muszę jeszcze trochę potrenować, ponieważ nie obyło sie bez wpadki (dosłownie i w przenośni, dla niewtajemniczonych dobra rada, przy dużej prędkości należy zaopatrzyć się w przylegającą do ciała bieliznę ;) ).
Trzeba było przyjechać do Australii, żeby przekonać się, że Kasia jest urodzoną narciarką wodną. Wystarczyło kilka minut instruktażu, aby Kasia przejechała cały zalew bez wywrotki.
Wczoraj pod naszą chatkę, do wodopoju podeszły dwa torbacze z małymi. Hurrra! Wreszcie udało nam się zrobić niezłe zdjęcia.
Dobre wieści - zostajemy u Emmy i Billa na święta. Zgodnie z ich tradycją świętowanie rozpoczyna się od rozpakowywania prezentów 25 grudnia podczas uroczystego śniadnia. Chcemy wprowadzić coś z naszej tradycji i przygotować jakieś danie na kolację wigilijną. Macie jakieś propozycje na danie z mango i awokado? ;)
Chyba dość marnie obie wyglądamy, bo Emma stwierdziła, że nie możemy tyle pracować i wraz całą rodziną pojechałyśmy na wodę. Raczej trudno znaleźć tutaj naturalne zbiorniki wodne, wody prawie nie ma, a na dodatek lato w pełni. Miejcowi korzystają ze sztucznego zalewu utworzonego do nawadniania pola, na których uprawia się bawełnę. Ze względu na panujący tutaj klimat wymaga to bardzo dużych nakładów finansowych, ale można na niej niesamowicie zarobić. Ulegając namowom pozwoliłyśmy sobie na chwilę przyjemności. Najpierw runda wokół zalewu na tzw. ciasteczku, czyli niewielkim, dmuchanym pontonie ciągniętym przez motorówkę. Ja niestety muszę jeszcze trochę potrenować, ponieważ nie obyło sie bez wpadki (dosłownie i w przenośni, dla niewtajemniczonych dobra rada, przy dużej prędkości należy zaopatrzyć się w przylegającą do ciała bieliznę ;) ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz