Trochę mniejszym zaskoczeniem, bo czułyśmy już od jakiegoś czasu, że coś się święci, był kryzys, jaki nas dopadł. Już od jakiegoś czasu każda z nas wspominała, że sposób, w jaki obecnie podróżujemy nie do końca jest taki, o jakim myślałyśmy. Codzienne wielogodzinne podróże autobusem, szukanie hotelu, jedzenia, internetu, krótki spacer i tyle... Wiele miejsc jest tu dla turystów niedostępnych, drogich lub ograniczonych. W góry najlepiej z wykupioną wycieczką, i w nocy, bo tak gorąco. Temperatura nie pozwala spacerować pomiędzy godzinami 11 a 15, no więc nie wychodzimy i kisimy się we własnym sosie, bo po pięciu miesiącach czasem i tematów do rozmów brakuje... Jednym słowem dopadł nas dół i to w tym samym czasie...
Chigorodo nie wyróżniło się niczym szczególnym jeśli chodzi o architekturę. Zapamiętany jednak na dłużej panów że sklepu warzywnego, którzy bawili się z nami w zgaduj zgadula (chodziło o kwestię ile co kosztuje, bo przecież tutaj ceny ustalane są na bieżąco dla każdego klienta z osobna). Ciekawe jest to, że wiele osób pyta nas skąd jesteśmy i gdy Monia odpowiada, że z Polski (bo ja oczywiście pogadać sobie nie mogę) to niemalże wszyscy zakładają, że to ja jestem z Polski i pytają Monię: "a Ty skąd jestes?" :) Niezapomniana będzie również kolejna podróż naszymi ulubionymi busami. W jednym z nich przydzielono mi miejsce tuż obok kierowcy, który przy każdej zmianie biegu niby niechcący smyrał mnie po kolanie. W drugim trafiłyśmy na grupkę kolumbijskich radosnych dziewcząt, których optymizm i głośne śmiechy wypełnił cały bus.
Na koniec kilka słów na temat hoteli w których mieszkamy. Oczywiście na pewno nie są to pokoje najwyższych lotów, ale dysponując budżetem 6 euro na osobę na dobę możecie liczyć na:
- pokój z wentylatorem obowiązkowo podwieszonym na suficie, głośno buczącym przez całą noc, bo przy 27 stopniach bez wentylatora a nawet i z nim ciężko się śpi
- jeśli będziecie mieć szczęście to traficie na klimatyzację, cudownie? Byłoby, gdyby była odgrzybiona i nie śmierdziała gorzej niż buty górskie po całym dniu wyprawy
- może uda wam się trafić na okno, nam się udaje mniej więcej w co drugim hotelu
- telewizor - tak, telewizor jest już wszędzie, nawet w niskobudżetowych pokojach. Czy działają... Przyznam szczerze, że nie sprawdzamy ;)
- czystą (?) pościel, ręczniki i mydła (ja czasem miałam wątpliwości co do czystości, ale w podróży się nosem nie kręci), poduszki często zrobione są z dziwnych, bliżej niezidentyfikowanych tworzyw, do przykrycia służy... prześcieradło
- grzyba - tak tak, grzyb w tutejszych warunkach jest rzeczą tak samo naturalną jak mrówki i inne ciekawe robaczki zamieszkujące hotele, czasem nawet trafi się jakiś jaszczur :)
- łazienkę - tylko w Cartagenie miałyśmy wspólną łazienkę, w pozostałych hotelach łazienka jest na naszą wyłączność
- zimną wodę - o ciepłej wodzie możesz tylko pomarzyć, ale szczerze mówiąc nam jej w ogóle nie brakuje, bo przy 40 stopniowym upale i 3 prysznicach dziennie, to właśnie o zimnej wodzie marzymy najbardziej
- toaleta - jest zdecydowanie nie przystosowana do naszych długich europejskich nóżek - jest tak blisko ściany, że trzeba z niej korzystać bokiem ;) dodatkowo, tylko co druga muszla posiada deskę! I uwaga, bardzo istotna informacja - do żadnej toalety nie wolno wrzucać papieru toaletowego!!!
- internet - jest już niemalże standardem, rzadko kiedy trafiłyśmy na hotel bez dostępu do WiFi. Nie myślcie jednak, że skoro jest to będzie działał, bo często gęsto w ogóle nie można się z nim połączyć, a gdy się już uda to działa albo tylko w określonych miejscach (przeważnie przy recepcji, nie w pokoju), albo przerywa co kilka minut na kilka minut, albo jest tak szybki jak żółw, albo jest wyłączany w porze nocnej ;)
- obiekty kultu religijnego - w każdym, ale to każdym hotelu znajdują się obrazy, obrazki, różnego rodzaju napisy na ścianach, a także... Pismo Święte lub Biblia
A tak mniej więcej wygląda naszą szara hotelowa rzeczywistość...
szkoda, że nie powiedziałyście, że robicie pranie - podesłała bym swoje z trójki rozrabiaków
OdpowiedzUsuń