sobota, 1 marca 2014

Bułka paryska

Paryż przywitał mnie dość chłodno i deszczowo. Już na lotnisku okazało się, że  po długiej podróży pociagiem i metrem, metrem i pociągiem (już sama nie wiem jak to było:-) ) zostałam uprowadzona przez bliżej nieznanego mi osobnika do Marly-le-Roi , uroczej, podparyskiej miejscowości.
I tym samym mój sen o spacerach po romantycznych uliczkach Paryża, zgłębianiu wysokiej sztuki oraz wsluchiwaniu się w dzwięk akordeonu prysł jak bańka mydlana.
Porywacz okazał się być dość surowym człowiekiem, nieskorym do petraktacji.

Tyle dobrze, że nie musiałam głodować, ale jak długo można jeść francuskie bagietki z cuchnącym serem, który koniecznie trzeba spożywać z czerwonym, a nie białym winem ???!!! Nawet świeża, pachnąca kawa i ciepłe croassainty co rano mogą znudzić się każdemu.  Sacrebleu.....Na szczęście znalazło się coś, co pozwoliło nam znalezć nić porozumienia - pasztet, ha! Jak niewiele do szczęścia potrzeba. Chyba jedynie to łączy nas Polaków z francuskim narodem ;)

Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się zrobić kilka zdjęć, które wrzucam poniżej. Inaczej nikt mi nie uwierzy, że spędziłam tydzień w Paryżu, a nie na paryskim lotnisku.
Hmmmm, a tak poza tym, to chyba lubię być uprowadzana...







Do zobaczenia z Kolumbii...





1 komentarz:

AddThis