poniedziałek, 24 marca 2014

Do przodu żyj, żyj kolorowo!

Nasz przyjazd do Cartageny od samego początku zaczął się... hmm... ciekawie ;) już w autobusie rejsowym moja pocerowana poprzedniej nocy torba rozerwała się przez całe dno, nie pozostawiając mi wyboru - torba od Agadoo musiała w końcu wylądować w koszu... Autobus miejski (nie jestem pewna, czy tak go właśnie nazwać, ale niech już będzie, że autobus i że miejski) również przysporzył nam wiele atrakcji. Na dzień dobry na przednim siedzeniu stanął pewien "namaszczony" pan, który postanowił podzielić się z pasażerami swoimi przemyśleniami na temat wiary. Pełen ekscytacji recytował coś o diabłach i aniołach gestykulując przy tym niesamowicie. Na koniec kazania wręczył każdemu z pasażerów święty obrazek. Gdy grzecznie podziękowałyśmy jego przyjęcia, oburzony Pan wykrzyczał, że nie znamy i nie szanujemy kolumbijskiej kultury i że jesteśmy źle wychowane (sic!). Nawet ja zrozumiałam o czym mówił, a hiszpańskiego ni w ząb nie kumam ;)

Nie minęło 5 minut, a do pojazdu wsiadła pewna para z głośnikiem na ramieniu (wyglądali jak z lat 70-tych), włączyli na cały regulator jakieś bum cyk cyk i zaczęli... rapować:) nim zdążyłyśmy wymienić znaczące spojrzenia, usłyszałyśmy łamaną angielszczyznę i cały werset poświęcony naszym osobom :) Zanim dojechałyśmy do centrum pojawił się jeszcze jeden pan, który sprzedawał bliżej niezidentyfikowany specyfik wielkanocny. A wszystko to przy ogromnym upale i licznych kropelkach potu spływających po całym, dosłownie całym naszym ciele...

Cartagena przez wielu turystów uważana jest za najpiękniejsze miasto w całej Kolumbii. I choć wszystkich miast jeszcze nie widziałyśmy, to z całą pewnością możemy powiedzieć, że jest to magiczne miejsce. Stare miasto, otoczone imponującymi murami, będącymi najstarszą fortyfikacją w całej Ameryce Południowej, w 1984 roku zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Bogata hiszpańska architektura kolonialna zaskakuje na każdym kroku swoimi kolorami, detalami i ozdobnikami.








Nie sposób jednak nie zauważyć, że tuż obok przepychu i bogactwa, tuż za murami żyją zwykli, ubodzy Kolumbijczycy, mieszkający w szarych, brudnych domkach, w niczym nie przypominających tych odwiedzanych przez turystów...









Aha i jeszcze na koniec niespodzianka dla niejakiej Anny Voo. W samym centrum miasta znalazłyśmy pewnego ptaka, o którego tak się koleżanka dopraszała :) dowód poniżej!


1 komentarz:

  1. Eeee, taką kure to ja znajdę u sąsiada! Miała być dzika kura napotkana w rozklekotanym wehikule mknacym nad przepaścią piaszczystą drogą (tu oczywiście tumany kurzu i piachu unoszą sie spod kół owego wehikułu). Oczywiście do idealnego obrazka nalezy dodać jakie muły i osły w tym samym wehikule - nie powiem, zaczełyście nieźle od autobusowych przygód, już miałam nadzieję, na krze zakończenie...no ale cóż. Ale co tam, doceniam chęci, jednakowoż czekając na więcej!

    OdpowiedzUsuń

AddThis