czwartek, 27 marca 2014

Jak muchy w smole ;)

Do Tolu dotarłyśmy w poniedziałek około południa. Na szczęście nie było problemu ze znalezieniem noclegu, bo spotkana w Cartagenie polsko-angielska para poleciła nam jeden niskobudżetowy. Z łatwością dostałyśmy pokój w opustoszałym po weeendzie hotelu Monte Carlo, położonym nad samym morzem.
Już kolejnego dnia okazało się, że jesteśmy tu jednymi z nielicznych turystek. Widać, że to miejsce budzi się do życia w weekendy. Wtedy to zjeżdżają tu tlumnie kolmbijscy turyści, by wymoczyć się w oceanie i ochłodzić zimnym piwem wypijanym przy dźwiękach rozbrzmiewającej tu i ówdzie salsy. Tu tutaj wreszcie miałam okazję napić się prawdziwej czarnej, koumbijskiej kawy. Muszę przyznać, że mała, słodka czarna smakuje bardzo dobrze i nie pozwala długo zasnąć.






Staramy się szerokim łukiem omijać mało ciekawe, duże miasta, dlatego zwabione wulkanem błotnym podążyłyśmy do Arboletes, kolejnej nadmorskiej mieściny. Nie mogłyśmy sobie odmówić kąpieli w ciepłym błotku, choć bardziej pasuje tu określenie taplanie. Ciężko poruszać się w gęstej mazi, która oblepia całe ciało i do tego nie pachnie ani fiołkami, ani maciejką ;) Jedno jest pewne - nie można w tym czymś utonąć. A wulkan, niczym niewzruszony wydaje od czasu do czasu subtelne "bulb" i na jego powierzchni pojawia się wielka bania powietrza. Jakby mówił: ciepło mi i do tego jeszcze ten upał, a Wy co tu roooobicieee? Miałyśmy bez wątpienia ubaw po pachy i błota po dziurki w uszach. Nie pomógł prysznic, kąpiel w oceanie i ponowny prysznic. Ciągle gdzieś odnajdywałyśmy zaschnięte błotko, ale to ponoć ma zbawienny wpływ na skórę :-)











Wreszcie możemy się pochwalić, że mamy kolumbijskich znajomych. Dzisiaj, gdy po zjedzeniu najsłodszego na świecie  ananasa wylegiwałyśmy się w słońcu, zagadnęła nas dwójka uroczych 12-stolatków. Jason i Salomon Santiago wracali akurat ze szkoły i bez zbędnych ceremonii nas zagadnęli. Jason, bardziej otwarty i ciekawski po zadaniu kilku standartowych pytań typu: skąd jesteśmy i jak nam się podoba Kolumbia zapytał, czy mamy tutaj chłopaków. Ach Ci bezpośredni Latynosi. Musiałyśmy ich odprawić do domu na obiad, po którym mieli wrócić z powrotem na plażę, by popływać w cieplejszej od powietrza wodzie i zadać nam pozostałe pytania :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

AddThis