Monia siedzi właśnie w autobusie jadącym do Quito, przed nią jeszcze miesiąc podróży po Ekwadorze. Nie martwcie się jednak o nią - zostawiam ją w dobrych (mam nadzieję) rękach pewnego francuskiego smakosza ślimaków i świeżych bagietek :) Vincent - mam nadzieję, że chociaż w połowie będziesz tak dobrym kompanem podróży, jak ja :p
Ja za chwil kilka udam się na lotnisko i za około dwa dni zapukam do rodzinnego domu... Ale to też nie koniec mojej przygody ;) Trzy dni później ruszam z powrotem na drugi koniec świata. Być może na chwilę, być może na stałe. Czas pokaże...
Bloga oddaję w ręce Moni, mam nadzieję, że wśród ekwadorskiego buszu znajdzie czas na to by od czasu do czasu naskrobać parę zdań ;)
Wciąż ciężko mi uwierzyć, że to już koniec naszej wspólnej przygody, że każda z nas rusza w inną stronę... Będzie mi brakowało tej ciągle uśmiechniętej gęby :)
Chcialam rzec, ze az mi sie lezka zakrecila w oczku lewym...
OdpowiedzUsuń