czwartek, 16 stycznia 2014

Gdzie strumyk płynie z wolna...

Jedną z niewielu atrakcji Blue Mountains są wodospady Wentworth. Zachęcone przez naszego nowego hosta Henka (pół Niemca, pół Egipcjanina) postanowiłyśmy je zobaczyć. Aby tam dotrzeć musiałyśmy podjechać kolejką 2 przystanki do miejscowości o tej samej nazwie (Wentworth Falls). Zafundowałyśmy sobie 10 minut strachu nie kupując biletu. Wcale nie wyglądałyśmy podejrzanie stojąc w przejściu i nerwowo obserwując, czy nie zbliża się konduktor...

Wodospady owszem były ładne, ale samo miejsce jest jak dla nas za bardzo turystyczne. Zwiedzających nie odstraszyły nawet niekończące się schody.








Po raz kolejny wykańczał nas australijski upał. Powrotny pociąg uciekł nam sprzed nosa, więc nie chcąc czekać na kolejny, postanowiłyśmy pójść na stopa. Miałyśmy niebywałe szczęście, bo po 30 sekundach siedziałyśmy już w wygodnym i klimatyzowanym samochodzie, którym szybko dotarłyśmy do Katoomby.



Kolejnego dnia, pełne energii po wyśmienitych nudlach z Aldi'ka ruszyłyśmy wartkim krokiem zdobywać Trzy Siostry, najbardziej znany szczyt Blue Mountains. Aborygeńska legenda głosi, że te trzy formacje skalne to trzy siostry, które zakochały się w członkach wrogiego plemienia. Aby zapobiec ich ucieczce, pewien czarnoksiężnik zamienił je w skały z zamiarem odczarowania, w momencie, gdy niebezpieczeństwo minie. Niestety czarodziej w międzyczasie umarł, a sióstr nie udało się już odczarować.



Nie licząc punktu widokowego byłyśmy bardzo rozczarowane szlakiem, który okazał się zwykłym spacerem po lesie. Jedyną atrakcją był prysznic w lodowatej wodzie wodospadu :)



Na pożegnanie wybrałyśmy się nad wodospady Minni Haha. Trasa bardzo lekka, ale tego właśnie potrzebowałyśmy na koniec. Przez dwie godziny wylegiwałyśmy się na skale pośrodku strumyka. W ten sposób uczciłyśmy fakt, że dziś mija dokładnie dwa miesiące odkąd szlajamy się po świecie :) Fajnie było!



P.s. zgadnijcie które nogi są czyje :)

1 komentarz:

AddThis