wtorek, 4 lutego 2014

W drodze...

Z pingwinami pożegnałyśmy się szybciej niż przypuszczałyśmy, już po 5 minutach zatrzymała się sympatyczna Jessica z 11 tygodniową Emmą. Cała droga do Melbourne, choć niedługa zajęła nam dobrych kilka godzin, ponieważ Jessica zaprosiła nas na przepyszny obiad. Oprócz okazałych porcji ryby miałyśmy okazję spróbować jak smakują... ostrygi!!! I teraz możemy stwierdzić z całą pewnością - nie jest i nigdy nie będzie to nasze ulubione danie:)

Nocleg w Melbourne udało nam się załatwić w ostatniej chwili. Podobnie jak w Sydney, okazało się to sporym wyzwaniem, jednak na szczęście dzięki zdobytym wcześniej znajomościom przygarnął nas brat jednego z naszych wcześniejszych hostów (Brendana).

Kolejny dzień upłynął nam na włóczeniu się po okolicy. I tym razem nie wiemy jakim cudem, ale szczęście nas nie opuszczało (no może poza tym, że kupiłyśmy niesamowicie śmierdzący balsam do ciała:)). Najpierw w księgarni dostałyśmy za darmo książkę, a dosłownie godzinę później znalazłyśmy na ulicy 10 dolarów (przyda się na extra wydatki).



Na szczęście dla nas lotnisko w Melbourne, w przeciwieństwie do lotniska w Sydney, jest otwarte całą dobę i posiada bardzo dobrej jakości darmowy internet. Co niektórzy smacznie spali na ławkach, inni tymczasem obdzwaniali rodzinę i znajomych :) o 6 rano wsiadłyśmy do australijskiego Ryanaira i ruszyłyśmy na... Tasmanię!!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

AddThis