Na lotnisko w Perth udałyśmy się wcześniej niż potrzebowałyśmy, jednak upał dawał nam się solidnie we znaki, a bagaże z całym dobytkiem nie ułatwiały sprawy. Szybki prysznic, kolacja i znalazłyśmy się w samolocie do Singapuru. Pierwszy z wielu czekających nas odcinków podróży upłynął dość szybko i spokojnie i tak oto o 3 nad ranem wylądowałyśmy na (podobno) najbardziej przyjaznym pasażerom lotnisku na świecie.
Nastawione bardzo pozytywnie dzięki informacjom zaczerpniętym na stronie www lotniska, z niecierpliwością czekałyśmy na specjalne pomieszczenia do spania, bezpłatną wycieczkę po mieście oraz bony na lunch. Jednak wszystkie nasze marzenia i pragnienia w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, ponieważ te cudowne atrakcje zarezerwowane są jedynie dla osób odbywających podróż w tranzycie lotów połączonych, a nie korzystających z niskobudżetowych linii lotniczych... Tym sposobem spędziłyśmy 14 godzin w tej "gorszej" części lotniska, gdzie internet działał tylko w jednym miejscu, wszystkie kontakty były zamknięte na kłódki, za prysznice trzeba było płacić, 90% osób stanowili mężczyźni, a ja byłam jedyną blondynką wśród osób obojga płci.
Kolejny odcinek podróży zapowiadał się znacznie lepiej. Dostałyśmy naprawdę świetne miejscówki - koło okna, bez foteli z przodu, dużo miejsca na nogi i bez zbędnego towarzystwa w najbliższej okolicy. Zdążyłyśmy tylko zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia, gdy okazało się, że na lotnisku przydzielono nam miejsca przeznaczone dla... obsługi samolotu... Na szczęście kapitan samolotu w zamian zaproponował nam miejsca w pierwszej klasie:)
Lotnisko w Jeddah zapamiętamy jako jedno z najgorszych, na jakich byłyśmy. W porównaniu z Rijad, przez który leciałyśmy na Filipiny, było niesamowicie ciasne, zatłoczone, brudne i dyskryminujące (2 toalety dla mężczyzn i tylko jedną dla kobiet). Nawet na podłodze ciężko było znaleźć miejsce na chwilę wytchnienia. Oczywiście o prysznicach można było tylko pomarzyć, ale potrzeba odświeżenia się była silniejsza... Tym oto sposobem przekroczyłyśmy kolejne bariery - umyłyśmy się w toalecie za pomocą węża z zimną wodą znajdującego się tuż obok (nie pytajcie skąd on się tam wziął i do czego służył, nie mamy zielonego pojęcia).
W końcu po wielu godzinach męczącej podróży wylądowałyśmy w zimnym i mokrym Paryżu, gdzie na najbliższy tydzień zostawiłam Monię w dobrych rękach. Sama zaś przesiadłam się do kolejnego samolotu do Kolonii, gdzie czekała na mnie rodzinka.
Nie myślicie jednak, że to koniec naszej podróży!!! To jedynie przystanek przed kolejnym jej etapem - Ameryką Południową :)
Nastawione bardzo pozytywnie dzięki informacjom zaczerpniętym na stronie www lotniska, z niecierpliwością czekałyśmy na specjalne pomieszczenia do spania, bezpłatną wycieczkę po mieście oraz bony na lunch. Jednak wszystkie nasze marzenia i pragnienia w jednej chwili prysły jak bańka mydlana, ponieważ te cudowne atrakcje zarezerwowane są jedynie dla osób odbywających podróż w tranzycie lotów połączonych, a nie korzystających z niskobudżetowych linii lotniczych... Tym sposobem spędziłyśmy 14 godzin w tej "gorszej" części lotniska, gdzie internet działał tylko w jednym miejscu, wszystkie kontakty były zamknięte na kłódki, za prysznice trzeba było płacić, 90% osób stanowili mężczyźni, a ja byłam jedyną blondynką wśród osób obojga płci.
Kolejny odcinek podróży zapowiadał się znacznie lepiej. Dostałyśmy naprawdę świetne miejscówki - koło okna, bez foteli z przodu, dużo miejsca na nogi i bez zbędnego towarzystwa w najbliższej okolicy. Zdążyłyśmy tylko zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia, gdy okazało się, że na lotnisku przydzielono nam miejsca przeznaczone dla... obsługi samolotu... Na szczęście kapitan samolotu w zamian zaproponował nam miejsca w pierwszej klasie:)
W końcu po wielu godzinach męczącej podróży wylądowałyśmy w zimnym i mokrym Paryżu, gdzie na najbliższy tydzień zostawiłam Monię w dobrych rękach. Sama zaś przesiadłam się do kolejnego samolotu do Kolonii, gdzie czekała na mnie rodzinka.
Nie myślicie jednak, że to koniec naszej podróży!!! To jedynie przystanek przed kolejnym jej etapem - Ameryką Południową :)
a ja też dziś jadłam sardynki!
OdpowiedzUsuń